RECENZJA: Skillet - "Victorious"

23 sierpnia 2019, 15:30

[img:1] Skillet to jedna z najpopularniejszych grup grających rocka chrześcijańskiego. Formacja od ponad 20 lat dostarcza nam dawkę energetycznej muzyki. Na początku sierpnia zespół wydał 10. w swojej karierze album.

Analizując dorobek amerykańskiej kapeli zdecydowanie możemy zobaczyć zmiany zachodzące w stylu grupy na przestrzeni lat. Pierwsze krążki stanowiły mieszankę grunge'u i industrialu. Początkowo, nie zawsze przystępna forma zaczęła przybierać obecny, bardziej ugładzony styl w 2003 za sprawą albumu "Collide", ostateczne brzmienie zyskując w 2006 roku na "Comatose". Te dźwięki w nieco zmodyfikowanej formie towarzyszą zespołowi do dzisiaj. Od tej pory mamy do czynienia z rockiem z domieszką instrumentów smyczkowych, podniosłych melodii oraz pełnych niesamowitej energii do działania i dodający otuchy i nadziei. Formę tę doskonale znamy i zasadniczo lubimy. Nowy album nie różni się szczególnie od poprzedniego czy jeszcze wcześniejszego, ale jednocześnie jest na tyle ożywczy, że zdobywa sobie nasze serce już po pierwszym przesłuchaniu.

Zespół od wielu płyt udowadnia, że ma smykałkę do tworzenia chwytliwych melodii, tym razem nie jest inaczej. Muzycy nadal potrafią zrobić pełen nadziei hit, jakim jest "Legendary", słusznie wybrany na singiel. Utwór świetnie sprawdzi się na żywo. To znana domieszka elektroniki oraz gitarowego grania. Ten zespół nie daje się łatwo zaszufladkować. Dwie pierwsze piosenki to mariaż rocka z elektroniką, ale ostrożny i wyważony. Tytułowe "Victorious" to piękna piosenka z elementami
instrumentów smyczkowych. Wokalista zapewnia, że to album o codziennej walce z demonami i to słychać, płyta jest pełna emocji i zagrzewania do walki. Każda piosenka emanuje energią i mocą, słuchając np. takiego "Save Me" naprawdę czujemy, że możemy wszystko, bez względu na to, co się teraz dzieje. A jeśli ktoś twierdzi, że grupa nie potrafi już ostro zagrać, to niech posłucha "Back to Life" czy "Rise Up".