
Lana Del Rey - "Lust for Life" (recenzja)
Choć może trudno w to uwierzyć, od wydania "Born to Die" minęło pięć lat. Do dzisiaj doskonale pamiętam mój zachwyt singlowym utworem i całym albumem, z którego pochodził. Później Lana już nigdy tak mocno do mnie nie przemówiła. Jednak jak mówią, stare miłości nie rdzewieją, więc postanowiłam dać jej kolejną szansę. Czy było warto?
Otwierające piąty album Amerykanki "Love", jest utworem osadzonym w doskonale znanej przez nas nostalgicznej i nastrojowej konwencji. Dopatrzyć możemy się w nim jednak zwiastunów zmian, których doświadczymy na całym albumie. Potwierdzeniem naszych przypuszczeń jest tytułowe "Lust for Life" wyśpiewane wspólnie z The Weeknd. Nie jest to jedyna kolaboracja, która pojawiła się na albumie, choć takie "Summer Bummer" uważam za nietrafione, to "Groupie Love" z ASAP Rocky wpada w ucho, a bez "Tomorrow Never Came" (w duecie z Sean Ono Lennon), w ogóle nie wyobrażam sobie tego albumu. A jak Lana wypada solo? Doskonale. Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości posłuchajcie "13 Beaches", jeśli podobnie jak ja, zakochaliście się w niej lata temu, teraz Wasza miłość ponownie zostanie rozbudzona za sprawą tego utworu. Podobną moc rażenia ma także "In My Feelings" i "Cochaella - Woodstock in My Mind", w którym Lana rozmyśla nad przyszłością młodych osób. Chyba po raz pierwszy Lana porusza kwestie polityczne w dwóch utworach: "God Bless America – and All the Beautiful Women in It" oraz "When the World Was at War We Kept Dancing". Piękne zwieńczenie albumu stanowi "Get Free".
Miłość w dalszym ciągu stanowi ważny element tekstów Del Rey, choć tym razem poszerzyła go również o tematy społeczno-polityczne. Miłość natomiast to lekarstwo na niepokoje życia, nawet jeżeli nie zawsze jest ona słodka. "Lust for Life" nie jest dla mnie płytą jednoznacznie optymistyczną, w dalszym ciągu sporo tutaj ciemnych odcieni życia. Jest na niej jednak dużo światła i nadziei. Wydaniu pierwszego albumu towarzyszyły pewne kontrowersje. Produkt czy prawdziwa dziewczyna? - niektórzy zadawali takie pytanie. Jaka by nie była prawda, 4 wydane do tej pory albumy utwierdziły jej pozycję i na stałe zapewniły jej miejsce w popkulturze, a ona sama zyskała sobie rzeszę oddanych fanów, a nawet wyznawców. Nostalgia, retro, każdy kto za tym tęsknił mógł nareszcie tego posmakować. To nie jest album na jeno popołudnie, po to by dobrzez poznać te 16 piosenek potrzeba nieco czasu, co prawda nie każda z nich trzyma równy poziom, jednak tych, które warto poznać jest tu zdecydowanie więcej. Fanom Lany na pewno tej płyty polecać muszę. Nieprzekonanych do dokonań Amerykanki zachęcam, bo istnieje spore prawdopodobieństwo, że zmienicie zdanie.
Tracklista:
1. "Love"
2. "Lust for Life (feat. The Weeknd)"
3. "13 Beaches"
4. "Cherry"
5. "White Mustang"
6. "Summer Bummer (feat. A$AP Rocky and Playboi Carti)"
7. "Groupie Love (feat. A$AP Rocky)"
8. "In My Feelings"
9. "Coachella - Woodstock In My Mind"
10. "God Bless America - And All Beautiful Women In It"
11. "When the World Was at War We Kept Dancing"
12. "Beautiful People, Beautiful Problems (feat. Stevie Nicks)"
13. "Tomorrow Never Came (feat. Sean Lennon)"
14. "Heroin"
15. "Change"
16. "Get Free"
Autor recenzji: Monika Matura
Ocena: 5/6
Warto posłuchać: "In My Feelings", "Love", "Get Free"