
Leszek Możdżer w Studiu Koncertowym Polskiego Radia w Warszawie
O godzinie 19, 13 stycznia 2018 roku, publiczność zgromadzona w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie miała okazję przenieść się w czasie. Wszystko dzięki Leszkowi Możdżerowi, występującemu wraz z Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus w podwójnej roli solisty i kompozytora. Muzycy wspólnie nawiązywali swoją opowieścią do złotej ery jazzu.
Czas oczekiwania na rozpoczęcie przebiegał w atmosferze ogólnego zamieszania i spięcia. Jednak w momencie, gdy na scenie pojawił się Możdżer, wbiegając na bosaka z dziecięcą radością i wielkim uśmiechem, wszystko to odeszło w niepamięć.
Na początek zaprezentował widowni „7 miniatur na fortepian improwizujący i smyczki” – utwory o otwartej formie, kształtowane na żywo podczas koncertu. Połączenie Sinfonia Iuventus–Możdżer wypadło wyśmienicie. Składająca się z wyłącznie młodych, poniżej 30. roku życia, muzyków, kierowana przez Mirosława Jacka Błaszczyka orkiestra, doskonale wtórowała improwizującemu pianiście. Aż trudno było uwierzyć, że mamy do czynienia z na wpół kreowaną podczas koncertu muzyką. Całość brzmi, jakby od początku do końca każda nuta była zaplanowana dużo wcześniej.
Początkowo dało się czuć odrębność pianina, jednak w trakcie gry coraz bardziej zlewało się ono z orkiestrą. W pewnym momencie muzycy zaczęli stanowić jedno ciało. Wychodzące spod dłoni Leszka Możdżera dźwięki rozpływały się przyjemnie w przestrzeni, otulając miękko instrumenty smyczkowe swoim brzmieniem.
Druga część koncertu zawierała utwory nie bez powodu wybrane. Zagrano dwa dzieła George’a Gershwina: „Błękitną Rapsodię” oraz „Amerykanina w Paryżu”. Podobnie jak autor tych utworów, Możdżer w pierwszej części nie dość, że przedstawił utwory o otwartej formie zagrane z orkiestrą, to jeszcze sam wystąpił osobiście w roli solisty. Podobna historia zdarzyła się prawie sto lat temu.
Jest rok 1924, na scenie Nowego Jorku właśnie odbyła się premiera utworu, który to rozpoczął pasmo sukcesów młodego kompozytora, George’a Gershwina. Mowa tu o „Błękitnej Rapsodii”. Kompozycja napisana na zamówienie lidera znanego big bandu (w którym osobiście Geshwin wykonał partie fortepianowe), Paula Whitemana, już tego samego dnia stała się ogromnym sukcesem i weszła do kanonu. Była to muzyczna esencja ówczesnej Ameryki. Kompozytor podczas podróży koleją z Nowego Jorku do Bostonu, inspirując się mijanymi pejzażami i ich industrialnym klimatem w połączeniu z dźwiękami towarzyszącymi, stworzył dzieło będące połączeniem bluesa, jazzu oraz muzyki klasycznej. Kontynuując swoje eksperymenty muzyczne, stworzył w 1928 roku poemat symfoniczny „Amerykanin w Paryżu”. Napisał go podczas wielkiego tournée po Europie. Była to kontynuacja jego fascynacji żywiołem miejskim. Opowiadała o Amerykaninie przebywającym poza granicami swojej ojczyzny, chłonącym miasto Paryż. Wplecione w utwór typowe elementy dla muzyki francuskiej wraz z niebanalną aranżacją odniosły równie wielki sukces jak „Błękitna Rapsodia”.
Oba te dzieła zagrane w drugim secie koncertu stanowiły pomost między przeszłością a czasami obecnymi. Możdżer wraz z Simfonia Iuventis stał się przekaźnikiem czasów złotej ery jazzu i typowych dla niej eksperymentów i radości z odkrywania nowych brzmień. Pełne mocy, wzlotów i upadków, liryczne brzmienie wykonanych utworów porwało całą widownię. Nie pozostawało nic, jak tylko chłonąć płynące ze sceny dźwięki całym sobą i na niczym innym się nie skupiać. Na koniec widownia zaserwowała gromkie brawa, piski, tupanie. Było jasne, że ludzie nie pozwolą muzykom szybko opuścić sali. Tak też się stało. Widownia została obdarowana bisem. Głodna publika domagała się także drugiego powrotu muzyka na scenę. Jednak to już było za dużo. Leszek Możdżer wyskoczył tylko zza kulis, aby pomachać słuchaczom na do widzenia.
W trakcie koncertu nie można było narzekać na brak kontaktu z publicznością. Leszek Możdżer zgrabnie pomiędzy utworami wplatał swoje dowcipne komentarze. Momentami miało się wrażenie, że się ogląda Filharmonię Dowcipu. Wszystko na plus oczywiście. Brak pompatyczności oraz pozytywna postawa muzyków tworzyły niezwykły klimat, a to przecież jest niemal równie ważne co sama muzyka.
Autorka tekstu: Natalia Krasowska.
Autor zdjęć: Piotr Banasik.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Sinfonii Iuventus.