
Apocalyptica w Progresji (16.10.2024) – relacja
W 1996 roku ukazał się album, który okazał się prawdziwym wydarzeniem w świecie muzyki. Jego zawartość zdradzał wymowny tytuł: „Plays Metallica by Four Cellos” (Grając Metallikę na cztery wiolonczele). Wykonanie tego zadania wzięli na siebie klasycznie wykształceni fińscy muzycy tworzący, założoną trzy lata wcześniej, formację Apocalyptica. Eicca Toppinen i Paavo Lötjönen, współzałożyciele zespołu i absolwenci Akademii Muzycznej w Helsinkach, są w nim do tej pory. Pierwsze skrzypce, a właściwie to wiolonczele, odgrywa w nim jednak obecnie Perttu Kivilaakso, będący także absolwentem wspomnianej uczelni i największym wirtuozem w tym trio. Koncertowy skład zespołu uzupełnia perkusista Mikko Kaakkuriniemi. W takim zestawieniu Panowie zaprezentowali w środę w warszawskiej Progresji koncert, w którym utwory ze wspomnianej na początku płyty przeplatały się z tegoroczną, nagraną po 28 latach, kontynuacją – „Plays Metallica Vol. 2.”
Zanim jednak sceną zawładnęli fińscy muzycy, mieliśmy okazję dostać pigułę solidnego heavy metalu, nawiązującą do klasycznej brytyjskiej szkoły tego gatunku. Jak mogło być inaczej, skoro jednym z członków, supportującej główną gwiazdę wieczoru, formacji The Raven Age, jest George Harris, syn Steve’a Harrisa, basisty legendarnej formacji Iron Maiden? Młodszy z Harrisów jest jednym z dwóch gitarzystów w zespole, który uzupełniają bas, perkusja i oczywiście wokal. Ich muzyka oparta jest na ekspresyjnej grze gitar, które czasem „pojedynkują się” (także z perkusją) w „maidenowym” stylu. Była to bardzo przyzwoita przystawka przed daniem głównym.
Apocalyptica na scenie pojawiła się kwadrans po 21:00, rozpoczynając swój set tak, jak zaczęli tegoroczny album. Na początek usłyszeliśmy charakterystyczne dźwięki utworu „Ride the Lightning”. Jak się później okazało, Finowie bardzo dosłownie wzięli sobie nazwę tegorocznej trasy, Plays Metallica Vol. 2 Tour, bo wszystkie utwory zagrane na tym koncercie były z repertuaru kultowej Metalliki. Wśród nich nie mogło zabraknąć największych hitów legendy metalu! Już jako drugi usłyszeliśmy zagrany z pasją „Enter Sandman”, a jednym z najmocniejszych punktów koncertu był subtelnie zaaranżowany (za większość aranżacji odpowiada Toppinen) i zagrany stosunkowo spokojnie (na tle niezwykle dynamicznych większości wykonań) kawałek „Nothing Else Matters”, którego wokalne fragmenty dośpiewywała publiczność. Były też oczywiście kompozycje mniej popularne, takie jak zagrany z wyraźną powagą „The Call of Ktulu” – dedykowane jego współkompozytorowi, którym był zmarły tragicznie w 1986 roku Cliff Burton, pierwszy basista Metalliki. Wzruszenie wywołało także kończące koncert „One”, ilustrowane teledyskiem, w którym wiolonczeliście grają w scenerii wyraźnie dotkniętej przez wojnę. Jako że videoklip powstał na potrzeby promocji tegorocznej drugiej części zmagań Finów z repertuarem Metaliki, oglądając go na myśli przychodzi oczywiście sytuacja w Ukrainie. Jednak w Progresji nie było tylko poważnie i wzruszająco! A to za sprawą m.in. takich „petard” jak „St. Anger”, „Master of Puppets” czy „Seek and Destroy”! Podziwianie muzyków na scenie nie było tylko ucztą dla ucha, ale też dla oka! Panowie bowiem grali zarówno unisono, jak i świetnie się uzupełniali, tworząc coś w rodzaju wiolonczelowego akompaniamentu. Najczęściej w rolę „basisty” wchodził Lötjönen (czasem grający na instrumencie jak na gitarze, bez użycia smyczka!), którego wspierał znakomicie wybijający rytm bębniarz Kaakkuriniemi. Blondwłosy Toppinen uwodził nas nie tylko swoją grą (jego rolę w zespole można określić jako „wiolonczelista rytmiczny”), ale też interakcją z publiką. To samo można napisać o Kivilaakso, który wyróżniał się solówkami, wirtuozerskimi popisami (grał np. na wiolonczeli, trzymając ją na plecach!), ale też zabawną i bardzo sympatyczną konferansjerką. Zachwycona i entuzjastycznie reagującą publiczność, pisząc kolokwialnie, „jadła mu ze smyczka”!
Grupa ma w dorobku dziesięć studyjnych płyt, na których dominuje ich uznany autorski repertuar, a nie covery. Wielokrotnie współpracowała też z różnymi wokalistami, także podczas tras koncertowych. Tym razem jednak Panowie postawili na to, od czego zaczynali, a co sprawiło, że ich twórczość stała się światowym fenomenem. Ich występy, jak żadne inne, udowodniają, iż muzyka rockowa/metalowa może obejść się bez gitar czy instrumentów klawiszowych. Pokazują one też ogromną sprawność wykonawczą i warsztatową muzyków, a także podkreślają niezwykłość dokonań Metalliki – niewątpliwie drugiej bohaterki opisywanego, znakomitego koncertu!
Autor tekstu: Michał Bigoraj
Autorka zdjęć: Karolina Renc