"Nie chciałam być produktem" - wywiad z Marią Niklińską
Autor: Monika Matura • 14 czerwca 2014
Maria Niklińska, do tej pory znana była bardziej jako aktorka, tym razem będziemy mogli przekonać się jak wypada w roli muzyka, jednak nie będzie to film, a realne życie. Na jesień tego roku zaplanowana jest bowiem premiera jej debiutanckiego albumu.
Monika Matura: W swoim życiu co rusz miałaś kontakt z muzyką, jednak dopiero teraz postanowiłaś zająć się nią „na poważnie”, dlaczego?
Maria Niklińska: To nie był mój plan na życie. Nie chciałam robić nic na siłę, żeby zaistnieć za wszelką cenę. Wiedziałam, ze to jeszcze nie ten moment. Miałam różnego rodzaju propozycje już wcześniej, ale nie chciałam w nie wchodzić. Nie chciałam być produktem, dziewczynką, którą ktoś wymyślił. Zatrudnił, żeby śpiewała czyjąś wizję. Teraz jestem dojrzalsza. Płyta, nad którą pracuję, powstaje naturalnie. Na pewno ma na to ogromny wpływ kompozytor i producent mojej płyty Marcin Kindla, z którym świetnie się rozumiemy. To właściwie od niego wyszła inicjatywa naszej współpracy. Poznaliśmy się w studiu, podczas nagrywania piosenki na charytatywną płytę dla dzieci „Zwierzaki. Bez chłopaków dla dzieciaków”. Zaczęliśmy rozmawiać i choć wywodzimy się z różnych światów, muzycznych również, okazało się, że mamy pomysł, żeby coś razem stworzyć. Dziękuję mu za to, bo dodał mi siły i przekonał, żeby samej zacząć pisać słowa do przyszłych utworów.
Pod względem gatunku określiłaś nowy album mianem synth-popu, czy mogłabyś poszerzyć ten opis?
Trudno mi to kategoryzować. Pop jest tak szerokim gatunkiem muzycznym. Fascynują mnie i brzmienia lat 60-tych, i elektronika lat 80-tych. Pierwszy utwór „Na Północy” jest zwiastunem płyty, ale mam nadzieję, że kolejne odsłony zaskoczą słuchaczy.
Przyznajesz się do fascynacji Grzegorzem Ciechowskim, M.I.Ą. oraz Bjork, kim jeszcze się inspirujesz?
Dodałabym jeszcze zdecydowanie Serge'a Gainsbourga. Artyści, których wymieniłam inspirują mnie nie tylko muzycznie, ale osobowościowo. Każdy tworzy(ł) inną muzykę, ale są odważni, bezkompromisowi i bardzo to w nich szanuję. Wiem, że ich twórczość nie trafia do każdego, ale są bardzo autentyczni w tym, co robią. To jest dla mnie najważniejsze i w taki sposób ja pracuję. To będzie moja pierwsza tak osobista wypowiedź artystyczna” od dłuższego czasu. Nie wiem, ilu znajdzie odbiorców. Ale nie kalkuluję, nie myślę „ to się lepiej sprzeda”. To jest autentyczne, tak to czuję. Inaczej nie chciałabym wychodzić przed publiczność.
Czy całość albumu zostanie zaśpiewana w języku polskim?
Być może pojawią się jedna lub dwie piosenki w obcym języku, ale większość albumu na pewno będzie w języku polskim. Fascynuje mnie melodia naszego języka, najprościej mówiąc naprawdę lubię polskie słowa... Uważam polską poezję za niezwykłą. Wychowałam się na piosenkach Niemena, Kofty, na tekstach Agnieszki Osieckiej. Dla mnie nadal są one żywe.
Czy planujesz ruszyć w trasę koncertową promującą album?
Nie sięgam myślami aż tak daleko. Koncentruję się głównie na samej pracy twórczej, przede mną najbardziej intensywny miesiąc pracy… Być może w wakacje wystąpię z kilkoma piosenkami, a na jesieni... To się jeszcze okaże.
Na kiedy dokładnie planowana jest premiera debiutanckiego albumu? Z kim współpracujesz przy jego tworzeniu?
Premiera planowana jest na koniec września. Mówiłam już o Marcinie, który jest nie tylko kompozytorem większości utworów, lecz również producentem płyty. Ale na albumie znajdą się jeszcze kompozycje innych twórców, np. Joakkima Budd'ego i Svena Kolansona. Jeśli chodzi o pracę w studiu to pracujemy głównie w MamaMusic w Katowicach, studiu 124 Chrisa Aikena oraz Studiu Ferida Lakhdara, dwa ostatnie w Warszawie.
Czy znany jest już tytuł debiutanckiego albumu?
Mam pewien pomysł, ale... dopiero jak powstanie album w ostatecznym brzmieniu, chcę podjąć decyzję, jak będzie się nazywał. Co będzie najlepiej podkreślało jego wydźwięk.
Kto będzie odpowiadał za teksty na albumie?
Jak już wcześniej wspomniałam zaczęłam pisać sama słowa. Początkowo bardzo się bałam. Język polski ma w sobie coś zawstydzającego dla nas Polaków. Jakie to dziwne ze piosenki po angielsku wydają się nam bardziej naturalne, prawda? Ale postanowiłam zaryzykować. Niektóre teksty będą bardziej serio, inne lżejsze. Jednak nawet te poważniejsze staram się traktować jako metaforę, oczywiście czerpiąc ze swoich doświadczeń, obserwacji, wrażliwości.
Teledysk prezentowany jest z pozycji widza w kinie, czy to delikatny hołd oddany filmowi?
Zdecydowanie jest to hołd dla starego kina, które zawsze było moją miłością. Ponieważ piosenka opowiada o namiętności, rozstaniu, nie chciałam dosłownej ilustracji – np. dwojga współczesnych osób, które się kłócą itd… Zależało mi na niedopowiedzeniu, poza tym stylistyka lat 50-60-tych do której się odwołuję, sprawia, że od razu inaczej patrzymy na kobietę i mężczyznę. W ich relacji jest więcej namiętności, tajemnicy, zmysłowości. Uwielbiam „Mad Mena” czy „Rewers” i chciałam, żeby mój teledysk był utrzymany w takiej konwencji. Mam wrażenie, że razem z Michałem Braumem, reżyserem oraz Karolem Łakomcem, operatorem udało się nam stworzyć pewną zamkniętą całość – w której jest i pewien klimat, i tajemnica, i pewna umowność czy dystans do tego, co pokazujemy widzowi. Poza tym nawiązuję do tego, że widzowie znają mnie jako aktorkę, nie chcę się od tego faktu odcinać. Można powiedzieć również, że w teledysku pokazuję swoje dwa alter ego, tę ostrzejszą i tę bardziej nieśmiałą, i co ciekawe , to jest ta strona bardziej współczesna
Rozmawiała: Monika Matura







